"KONIE TO CAŁE MOJE ŻYCIE" - rozmowa z Przemkiem Kawałek, stajennym w Stajni na Kępie w Skierdach
Przemek
Kawałek od kilku lat pracuje jako stajenny w Stajni na Kępie – popularnej
stadninie rekreacyjnej w Skierdach, niewielkiej wsi w gminie Jabłonna.
Do tego
miejsca przywiodła go jego życiowa pasja – konie.
Rozmawialiśmy
o tym, jak wygląda jego praca i czas wolny – bo jedno z drugim jest tu
powiązane. Bycie stajennym to coś więcej niż tylko zawód, to raczej sposób na
życie.
Ile koni jest pod pana opieką?
Są cztery stada koni, dwa po osiem, jedno pięć i
jedno sześć. W sumie to 27 koni. Niektóre należą do stadniny, są to konie rekreacyjne.
Reszta to konie prywatne, które tu mieszkają.
Jakie
są pana główne obowiązki związane z opieką nad niemal trzydziestką koni?
Codziennie sprzątam boksy i dwa razy dziennie
karmię konie. Rano wyprowadzam pensjonatowe konie na pastwiska i zbieram je na
noc do boksów. Co kilka tygodni przestawiam łąki, muszę wtedy wyznaczyć i
ogrodzić nowy teren dla stad, aby mogły korzystać ze świeżej trawy. Zimą mamy
łąki stałe, nie przestawiam ich.
Oprócz tego wykonuję wiele innych zadań, jak
choćby koszenie, bronowanie, dbanie o porządek wokół domu i stajni, drobne
remonty. ..
Nie
narzeka pan na nadmiar obowiązków? Ani na to, że praca stajennego jest ciężka?
Moja praca nie wydaje mi się przesadnie ciężka.
Po prostu robię to, co do mnie należy. To prawda, że zawsze jest coś do
zrobienia, jak to w stajni, ale mi to odpowiada. Nie lubię spędzać czasu
bezczynnie.
A w
jaki sposób odpoczywa pan po pracy?
W wolnych chwilach wsiadam na konia i jadę w
teren. Bardzo lubię też czytać książki. Zwykle w niedzielę, która jest
dla mnie dniem wolnym, wybieram się na wycieczki rowerowe.
Zazwyczaj przejeżdżam około 70, 80 kilometrów. Chcę być w dobrej formie,
a poza tym, lubię aktywny wypoczynek. Nie potrafiłbym tak po prostu leżeć
i nic nie robić. W tym sezonie mam w planach
zwiedzić rowerem Kampinos.
A nie
ciągnie pana do miasta?
Bywam w Warszawie, na przykład na koncertach,
ale tak naprawdę nie lubię dużych miast. Nie wyobrażam sobie też mieszkać w
blokach. Wychowałem się w niewielkiej miejscowości w bliskim kontakcie z
przyrodą i dlatego dobrze czuję się w takim otoczeniu, jak właśnie tutaj.
Spokój, zieleń, psy, konie…
Czym są
dla pana te zwierzęta?
Konie to całe moje życie. Zajmuję się nimi
od dziecka, od kiedy miałem pięć lat. Sąsiad miał gospodarstwo, gdzie
hodował różne zwierzęta, między innymi konie. Spędzałem przy nich właściwie
cały wolny czas.
Czy wchodząc w dorosłe życie od razu związał pan
swoją pracę z końmi?
Życie potoczyło się tak, że po szkole zawodowej
poszedłem do wojska. Jednak nawet wtedy na przepustkach czas spędzałem w
stadninach, przy koniach. Potem przez jedenaście lat pracowałem w cyrku, gdzie
też zajmowałem się końmi.
To
bardzo ciekawe. Występował pan na arenie?
Zgłosiłem się tam do opieki nad końmi i na
początku tym się zajmowałem. Po jakimś czasie zaproponowano mi, bym spróbował
swoich sił w woltyżerce. I tak sam zacząłem występować.
Jak
skończyła się pana kariera cyrkowa?
Pracowałem państwowym cyrku, który w pewnym
momencie został rozwiązany. Zresztą praca w cyrku to życie pozbawione
jakiejkolwiek stabilizacji, dziś jest się tu, jutro tam… Trudno na dłuższą metę
żyć w taki sposób. Kiedy skończyłem pracę w cyrku wiedziałem już, że chcę
zostać stajennym i zacząłem szukać ofert pracy.
I tak trafił pan do Skierd?
Tak. Przyjechałem do Stajni na Kępie i dostałem
szansę. Jestem tu stajennym od czterech lat i wykorzystuję moje umiejętności
najlepiej jak umiem, by nie zawieść zaufania, które dostałem.
A czy
pan jest zadowolony ze swojego wyboru?
Nie jest to raczej przyszłość, jaką wybraliby
dla mnie moi rodzice. Woleliby pewnie, żebym założył rodzinę i wiódł
zwyczajniejsze życie.
Ale ja jestem zadowolony. Dobrze czuję się w
stajni, blisko koni. Zajmuję się tym, co kocham i na czym znam się
najlepiej – końmi. Mieszkam w pięknym miejscu, w otoczeniu przyrody. Każdy mój
dzień jest inny i sam organizuję swoją pracę, zwykle przy porannej kawie. Nie
ma wielkich stresów, pośpiechu. Panuje tu przyjazna atmosfera, konie są
wspólną pasją osób, które tu spędzają czas i pracują.
A czy
znajdzie się choć jedna rzecz, która jest pana utrapieniem albo choć małą
niedogodnością?
Wszystkie prace wykonuję z przyjemnością. Staram
się być przydatny i zależy mi, żeby inni byli zadowoleni z mojej pracy.
Jestem przekonana, że to się panu udaje. „Taki
stajenny to skarb” – podsumowała pana właścicielka stajni. Padały też inne
bardzo pochlebne określenia.
Nie wydaje mi się, żebym był jakimś wyjątkowym
stajennym. Mam z końmi spore doświadczenie, ale z biegiem lat wciąż się uczę.
Robię po prostu to, co do mnie należy. I podoba mi się to, co robię.
Ale to prawda, że stajenny to nie praca dla
każdego. Jeśli ktoś nie kocha koni, nie będzie miał serca do tej pracy. Swoje zadania
będzie wykonywał tyko z obowiązku, a to nie jest taka praca „od- do”. Trzeba
być temu oddanym.
Nie jest to też zajęcie dla osób zaglądających
do kieliszka, mających problemy z organizacją ub którym brakuje
odpowiedzialności.
Ciekawa
jestem, jakie są pana plany na przyszłość. Czy bierze pan pod uwagę zmianę
pracy w jakiejś perspektywie czasu?
Nie biorę pod uwagę zmiany pracy. Będę stajennym
tak długo, jak zdrowie mi na to pozwoli. A kiedy nie będę już mógł
pracować, być może kupię sobie niewielki domek i własnego konia, który będzie
moim towarzyszem na stare lata.
Do
starości jeszcze panu daleko. Mam jednak nadzieję, że to Skierdy będą
miejscem, gdzie spędzi pan najpiękniejsze lata swojego życia. Życzę panu
również, by pana praca zawsze była zauważana i doceniana.