CAŁE ŻYCIE W RAJSZEWIE - rozmowa z panem Jerzym Jabłońskim, rodowitym mieszkańcem Rajszewa i ogrodnikiem
Jak długo rodzina Jabłońskich jest związana z
Rajszewem?
Ja i moje rodzeństwo, jest nas
czworo, jesteśmy tu trzecim pokoleniem.
Pradziadek pochodził z Janówka, gdzie miał gospodarstwo rolne (obecnie to Janówek Drugi). Jak wiele osób w tamtym czasie pracował dodatkowo przy budowie fortów - w Janówku i Bożej Woli. Była to okazja do dodatkowego zarobku, za który kupował grunty w okolicy. Ziemia była wtedy uważana za skarb.
W Rajszewie zamieszkał po ślubie jego syn.
Dziadek ożenił się z córką gajowego, który pracował u hrabiego Potockiego.
Babcia, że względu na to, że dorastała przy dworze, była osobą światłą i obytą.
Jej pasją była literatura.
Jako pierwsi Jabłońscy zamieszkali w
Rajszewie w latach 20. XX w.
Trzeba wiedzieć, że przed wojną większość
mieszkańców wsi stanowili osadnicy niemieccy. Polskie rodziny, takie jak
Jabłońscy, można policzyć na palcach jednej ręki. Ich gospodarstwa były
skupione w okolicy gajówki (my tę część wsi nazywaliśmy
"nadzorcówką"). Niemcy również mieszkali wzdłuż dzisiejszej ulicy Mazowieckiej, ale bardziej na północ.
Rajszew, lata 1950/60. |
Jakie były dalsze losy rajszewskiej społeczności?
Niemców ewakuowano z Rajszewa przed
nadejściem Armii Czerwonej, bodajże w 1944 roku. Potem na jakiś czas trafili do
Rajszewa przesiedleńcy z Wielkopolski, którzy po wojnie wrócili w swoje
strony.
Potem na poniemieckie gospodarstwa przeniosły się niektóre z rajszewskiej rodzin, w tym Jabłońscy.
Rodzina przesiedleńców z Wielkopolski, Rajszew, lata 1940. |
W 1958 do Rajszewa przybyła duża grupa nowych mieszkańców. Zostali przeniesieni z okolic Okuniewa, bo ich domostwa znalazły się na terenie stworzonego tam poligonu. To oni stanowili od tej pory 90% mieszkańców wsi.
Wciąż jednak Rajszew pozostawał niewielką
społecznością - liczył niespełna 70 gospodarstw. Pozostawał taki aż do lat 90., kiedy ludzie zaczęli kupować tu działki, budować domy i sprowadzać się w nasze okolice.
Wcześniej oczywiście
wszyscy się znali i było tu bardzo
swojsko. Kiedy ktoś w piątek zostawił rower pod sklepem i wrócił po niego
po weekendzie, jego pojazd wciąż stał w tym samym miejscu. Chyba, że jakiś
sąsiad mu go wcześniej doprowadził.
Z drugiej strony, można żartobliwie
powiedzieć, że Rajszew był najbliżej Warszawy położoną wsią zabitą dechami. Nadanie nazw ulicom (w tym głównej- ul. Mazowieckiej), oświetlenie, wydzielenie i numeracja działek to osiągnięcia lat '90-tych.
Długo nie było tu nic oprócz nieoświetlonej drogi, po której nieraz dało się
przejechać tylko traktorem, oraz źle zaopatrzonego GS-u. Autobus zatrzymywał się tu dwa razy dziennie.
Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale
elektryfikacja dotarła do Rajszewa dopiero w 1969 i na początku objęła tylko
połowę wsi. Do reszty gospodarstw dotarła kilka lat później.
Ludzie zajmowali się uprawą roli, hodowlą zwierząt i
ogrodnictwem. Tradycje ogrodnicze w Rajszewie sięgają jeszcze czasów przedwojennych. Warzywa
uprawiano w oknach inspektowych. Wyglądały jak duże ramy okienne, leżące
poziomo i nachylone do strony południowej. Na wierzchu drewnianej ramy
była szklana pokrywa. Wszelkie czynności: podlewanie, unoszenie i
zamykanie inspektu w zależności od pogody i temperatury, przykrywanie go
słomianą matą na noc czy odśnieżanie trzeba było wykonać ręcznie. Była to niezwykle wymagająca praca.
W dodatku wysiłek regularnie niszczyły powodzie, bo Rajszew dzielił od Wisły jedynie niski,
przedwojenny wał. Gdy tylko udało się stanąć na nogi, cały wysiłek zabierała kolejna woda.
Ostatnia duża powódź miała tu miejsce w
1971, w styczniu, przy kilkunastostopniowym mrozie. Zator w okolicach
Modlina spowodował spiętrzenie kry w Rajszewie, wał został przerwany, a Wisła
wyrzuciła na nasze gospodarstwa bryły lodu na wysokość czterech metrów.
Jak pan wspomina dzieciństwo w
Rajszewie?
Zimą naszym ulubionym zajęciem była jazda
na łyżwach. W pobliżu Wisły było mnóstwo zamarzniętych sadzawek i dało się po
nich przejechać aż do Skierd. Najbardziej lubiliśmy grać w hokeja. Nie
potrzebowaliśmy wiele - wystarczył patyk i obcas od starego buta, który służył
za krążek. Myślę, że mógł się tu trafić niejeden nieodkryty talent...
W ciepłe dni dużo pływaliśmy w tych
jeziorkach. Latem dzień bez kąpieli „na klatkach” to był dzień stracony.
Za moich czasów miejscowe dzieci uczyły
się w "szkółce" w Skierdach. Było tu osiem klas szkoły
podstawowej, w każdej po kilkunastu uczniów.
Co prawda nie mogliśmy liczyć na takie
udogodnienia jak sala gimnastyczna, ale szkoła była bardzo dobrze zarządzana.
Poziom nauczania był wysoki, więc tutejsze dzieci bez problemu dostawały się do
szkół w Legionowie czy Warszawie. Nieraz też wygrywały olimpiady z różnych
przedmiotów. Szkołę prowadził kierownik Trojan.
W późniejszych latach, uczniowie starszych klas
jeździli do szkoły w Jabłonnie. Dowożeni były przyczepą od autobusu tzw.
ogórka, którą ciągnął traktor. W ogóle dzieci ze Skierd czy Rajszewa nie miały
w szkole lekko, były dyskryminowane nawet przez nauczycieli. Mieszkanie we
wsiach "za lasem" bywało źródłem kompleksów.
Sianokosy w Rajszewie, lata 1950/60. |
Czy jako młodego chłopaka nie kusiło pana, żeby "wyrwać się" z Rajszewa?
Po ukończeniu szkoły w Skierdach uczyłem
się w Warszawie, w technikum samochodowym przy ul. Marchlewskiego (obecnie Jana
Pawła II).
Jednak miasto nigdy mnie nie pociągało, wiedziałem, że to nie dla mnie.
Przejąłem w Rajszewie gospodarstwo po dziadku i tu założyłem rodzinę.
Przejąłem w Rajszewie gospodarstwo po dziadku i tu założyłem rodzinę.
Rajszewscy ogrodnicy pracują przy oknach inspektowych, lata 1950. |
O powodzeniu podwarszawskich ogrodników w epoce PRL-u krążą legendy. Jak to wyglądało z pana perspektywy?
Rajszew, jak i cała polska wieś, odżył w latach 70., za rządów Gierka. Był wtedy duży popyt na wszystkie produkty rolne - i mięso, i zboża, i warzywa. Pierwsze szklarnie pojawiły się w Rajszewie na początku lat 70., w Jabłonnie - kilka lat wcześniej.
Jednak, podczas gdy w Rajszewie i
Skierdach uprawiano warzywa: pomidory, ogórki czy sałatę, w szklarniach w
Jabłonnie rosły kwiaty, przede wszystkim goździki. Niemal
cała produkcja była wysyłana na rosyjski rynek.
Ogrodnikom powodziło się na tyle dobrze,
że po roku czy dwóch mogli postawić koleją szklarnię, a kilka lat później obok
stawał okazały dom. O Jabłonnie mówiło się, że to "najbogatsza wieś w
Europie".
Co wydarzyło się potem?
Co wydarzyło się potem?
Nadeszły lata 90. i nagła zmiana reguł gry. Odciął się nasz dotychczasowy, wschodni rynek zbytu. Następnie zaczęły nas zalewać tanie warzywa z Unii Europejskiej.
W Jabłonnie wiele gospodarstw zamknięto od razu. Ludzie byli tam zbyt przyzwyczajeni do dobrobytu. Choć pierwsze lata po transformacji były naprawdę ciężkie, wielu rajszewskim ogrodnikom udało się przetrwać i dostosować do nowych warunków. Dziś niektóre gospodarstwa w Rajszewie są bardzo nowoczesne, mają europejskie standardy.
W Jabłonnie wiele gospodarstw zamknięto od razu. Ludzie byli tam zbyt przyzwyczajeni do dobrobytu. Choć pierwsze lata po transformacji były naprawdę ciężkie, wielu rajszewskim ogrodnikom udało się przetrwać i dostosować do nowych warunków. Dziś niektóre gospodarstwa w Rajszewie są bardzo nowoczesne, mają europejskie standardy.
Myślę, że pomogło nam to, że tutaj, we
"wsiach za lasem", jesteśmy zahartowani do wysiłku i ciężkiej
pracy.
Jak dziś ma się branża ogrodnicza?
Teraz to trudny i mało intratny biznes, gdzie zyski są
niewspółmierne do nakładów pracy.
Dla przykładu - rzodkiewka trzydzieści lat
temu kosztowała złotówkę, dzisiaj jej cena to też 1 zł. Tymczasem koszty, m.in.
opału, benzyny czy nawozów wzrosły kilkukrotnie. Żeby więc utrzymać podobny
poziom, musimy wyprodukować i sprzedać, napracować się dużo więcej.
W Rajszewie w ostatnich latach
zamknięto trzy gospodarstwa. Często jest to decyzja młodych ludzi, dla
których ogrodnictwo to mało opłacalne zajęcie.
U mnie też nie ma „następcy” do przejęcia
gospodarstwa. Ani syn ani córka nie związali przyszłości z ogrodnictwem,
mieszkają i pracują w Warszawie.
Pan całe dotychczasowe życie związał z rodzinną miejscowością.
To prawda, można powiedzieć, że Rajszew to
całe moje życie. Mieszkam tu, pracuję, dawniej wiele aktywności poświęcałem
rozwijaniu wsi. Z ciekawością obserwuję jak zmienia się
okolica.
Rajszew to moje miejsce i jestem z tego
zadowolony. Bo choć życie dało mi w kość, wiele mnie też nauczyło i daje dużo
satysfakcji.
Życzę panu jeszcze wielu szczęśliwych lat w
Rajszewie!